Świadectwo ks. Henryka Bolczyka z XXV Sympozjum „KOINONIA” Łódź- Porszewice 10-13.10.2016

Świadectwo

Ciekawe doświadczenie było mi dane. Najpierw ze względu na skład uczestników. Wśród nich znałem niektórych od ok. 30 lat, kiedy byli albo klerykami, albo początkującymi kapłanami – duszpasterzami. Pamiętam ich żar, gorliwość duszpasterską, gotowość „przenoszenia gór”…

Teraz dzielili się doświadczeniami pracy aktualnej. Jedni otrzymali dekrety do pracy w mieście, jedni na wsi. Różnice środowiskowe dały znać o sobie. Duszpasterze na wsi, nieraz z humorem, ale wypływającym z realiów życia wchodzili w dyskusję z takimi wstawkami: „(…), ale krowy dyktują inny czas pracy duszpasterskiej.” Wiele wypowiedzi robiło na mnie wrażenie, jakoby się przed czasem „wypalili”. Ale to pozory. Nie ustali w gorliwości. Jednak trudności aktualne sprawiały, że mówili powściągliwie, bez pośpiesznych sądów…, chociaż wyczuwało się, że zdobyte wcześniej oazowe doświadczenie, w tym i program ewangelizacji, zmieniający podstawowe myślenie wiary – nie daje w nowych warunkach efektów oczekiwanych, „…to jakoś dzisiaj nie działa…”? Moderator generalny w tym duchu jakoby potwierdzał problem: „pada nam w wielkim tempie liczba młodzieży oazowej”.

Jaki z tego wypływa wniosek? Czy temat naszego sympozjum „Koinonia” jest przeżytkiem? Czy nadaje się na inne czasy? Czego nas uczy ten czas? Otóż, nie zmienia się treść Dobrej Nowiny, że Królestwo Boże się zbliżyło, że trwa pełnia czasu, że nieustannie przynagla nas łaska osobistego nawrócenia!!! Jezus nie przestaje być jedynym Zbawicielem człowieka. To przepowiadanie Jego Osoby jest istotą naszego kapłańskiego powołania i posługi duszpasterskiej. Być może we wcześniejszym okresie duszpasterska działalność bazowała bardziej na tradycji, można mówić o pewnym „samograju”. Instrument duszpasterski „grał” równo i mocno, dzwoniono i wierni przychodzili do świątyni bez ociągania się. Przychodzili licznie. Ja sam pamiętam i mogę potwierdzić, że tak było. Teraz…? Tradycja nie działa tak mocno. Świat otworzył się i wielu rodaków pracuje i mieszka zagranicą. Poznają inne zwyczaje. Jednorodność ideowa, właściwa rodakom w Polsce, nie miała takiego odniesienia poza Polską. Dla kogo tradycja była główną siła napędową do praktykowania wiary we własnej Ojczyźnie, teraz w nowym środowisku ona nie funkcjonowała. Czy to doświadczenie musi być złe? A może właśnie spełnia potrzebną funkcję katarsis, oczyszczenia. Tradycja potrzebuje pogłębienia. Jan Paweł II w swoim pierwszym liście do młodych, przed zwołanym świętem Światowych Dni Młodzieży, napisał list oparty na 10 rozdziale ewangelii św. Marka. Bogata analiza tekstu, dotycząca spotkania młodego człowieka z Jezusem, uwzględniała ważny przełom psychologiczny wieku dojrzewania. Parafrazuję słowa papieskie: młody człowiek prowadzony wewnętrzną ręką Ducha Świętego, musi przejść od wiary rozumianej, jako wypełnienie przykazań, do wiary w świadomości daru. Różnica między wiarą dziecka a młodego człowieka polega na tym, że dziecko naśladuje starszych, a młody człowiek musi osobiście wybrać Jezusa, Pana swojej wiary.

Przenosząc mądrość pedagoga – św. Jana Pawła II na Polaków żyjących w nowych warunkach, uświadamiamy sobie nieodzowny aspekt wiary: własny, osobisty wybór Jezusa, Pana i Zbawiciela. Do takiej decyzji prowadzą ćwiczenia rekolekcyjne, oazowe, taki powinien być owoc każdej ewangelizacji! Czy miałoby to dziś „nie działać”? Pytajmy inaczej – czy nasza wiara wytrzyma próbę czasów bez takiej decyzji osobistej? Na aspekcie personalnym i chrystocentrycznym naszej wiary bazuje przepowiadanie i teologia Vaticanum secundum.

Wszyscy wykładowcy Koinonii byli zgodni w swoich wykładach, że czasy się zmieniają, że maleje odporność chrześcijan na agresję pogaństwa, ale równocześnie posiali w nas optymizm wiary. I w tym punkcie odkryłem kolejny raz moc Słowa Bożego i mądrość Czcigodnego Sługi Bożego Franciszka Blachnickiego, m.in. wyrażająca się w takich przeciwstawieniach: duszpasterstwo musi się oprzeć nie tyle na organizacji, co na partycypacji; nie tyle na informacji, ile na świadectwie. Pytam siebie: czy mamy zrezygnować z dotychczasowych metod oazowych i szukać nowych? Nie! One czekają na świadków i uczestników (partycypacja) charyzmatu Światło-Życie. „Kto idzie za Mną nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia”!

Nie nawracamy ludzi „do Oazy”, nie stawiamy siebie za wzór gorliwych kapłanów czy świeckich wiernych, nie mówimy, że „zbawienia nie ma poza Oazą”. Chodzi o jedno i tylko o JEDYNEGO, Jezusa Pana i Zbawiciela wszystkich ludzi, wszystkich czasów. Wybrzmiało mi w tym kontekście znane wydarzenie z Dziejów Apostolskich, uzdrowienie chromego: „Spójrz na nas. On patrzył na nich, oczekując, że coś otrzyma. Wtedy Piotr powiedział: Nie mam srebra ani złota. Daję ci jednak to, co posiadam. W imię Jezusa Chrystusa, Nazarejczyka, wstań i chodź” (por. Dz. 3, 1-6). Wszystkim zniechęconym, wątpiącym w sensowność charyzmatu oazowego, stawiam pytanie, czy to mało: głosić Jezusa, który ma moc podnoszenia z wszelkiego paraliżu?!

Koinonia czeka na Ciebie, jako zwieńczenie wysiłku formacji kilkustopniowej, oazowej. Bez niej zostaniemy na powierzchni życia wiary. Tymczasem współczesność czeka na świadków! Na „przyjaciół Boga”, a nie „ludzi świata”.

Ks. Henryk Bolczyk